plbgcsdanlenetfrdehuitkklvltnororuskessvuk

Dobrzyki (17)

Koncert kolęd w kościele w Dobrzykach (2009) Wyróżniony


Koncert kolęd w Dobrzykach zorganizowała Renata Grążąwska- Kierownik Gminnej Biblioteki Publicznej w Starym Dzierzgoniu. Dnia 18 stycznia 2009 r. kościół parafialny w Dobrzykach, gm. Zalewo, wypełnił się wiernymi. Śpiewaliśmy kolędy podczas mszy św. celebrowanej przez miejscowego proboszcza ks. Mariusza Pawlikowskiego oraz daliśmy 40 minutowy koncert po jej zakończeniu. Ksiądz proboszcz, na początku mszy św., przywitał naszych wykonawców, nazywając nas przyjaciółmi i zrezygnował z kazania na rzecz koncertu kolęd. Tym razem wystąpiliśmy w składzie: Max Cover, Ala Dubień oraz zespoły wokalne "Amo" i "Refren". Oprócz popularnych kolęd śpiewaliśmy piosenki bożonarodzeniowe. Pomimo przenikliwego chłodu panującego w świątyni, zgromadzeni wierni nie opuścili kościoła zaraz po mszy, lecz wysłuchali naszego występu do końca. Byliśmy tym faktem nieco zdziwieni i zarazem czuliśmy wdzięczność dla mieszkańców Dobrzyk i Jerzwałdu.

Koncert kolęd w Dobrzykach zorganizowała Renata Grążąwska - Kierownik Gminnej Biblioteki Publicznej. Dnia 18 stycznia 2009 r. kościół parafialny w Dobrzykach, gm. Zalewo, wypełnił się wiernymi. Śpiewaliśmy kolędy podczas mszy św. celebrowanej przez miejscowego proboszcza ks. Mariusza Pawlikowskiego oraz daliśmy 40 minutowy koncert po jej zakończeniu.
Ksiądz proboszcz, na początku mszy św., przywitał naszych wykonawców, nazywając nas przyjaciółmi i zrezygnował z kazania na rzecz koncertu kolęd.

Tym razem wystąpiliśmy w składzie: Max Cover, Ala Dubień oraz zespoły wokalne "Amo" i "Refren". Oprócz popularnych kolęd śpiewaliśmy piosenki bożonarodzeniowe.

Pomimo przenikliwego chłodu panującego w świątyni, zgromadzeni wierni nie opuścili kościoła zaraz po mszy, lecz wysłuchali naszego występu do końca.

Byliśmy tym faktem nieco zdziwieni i zarazem czuliśmy wdzięczność dla mieszkańców Dobrzyk i Jerzwałdu. Przypomnijmy, że podczas wcześniejszego koncertu w naszym, starodzierzgońskim kościele, kończyliśmy śpiewając do pustych ławek.

Niestety w składzie "Refrenu" tym razem zabrakło Justyny Przybyszewskiej, która "wkuwa" przed sesją egzaminacyjną na uczelni. Trzymamy kciuki za Twoją pierwszą sesję Justynko.

Po występie zostaliśmy zaproszeni na ciasto i gorącą herbatkę przez kościelnego Mariana Zaniewskiego i jego małżonkę Marię. Pyszne ciasto ponoć upiekł zięć pana kościelnego. Był to chyba ostatni, w tym sezonie, koncert podczas którego śpiewealiśmy kolędy.

Koncert kolęd w Dobrzykach zorganizowała Renata Grążąwska - Kierownik Gminnej Biblioteki Publicznej. Dnia 18 stycznia 2009 r. kościół parafialny w Dobrzykach, gm. Zalewo, wypełnił się wiernymi. Śpiewaliśmy kolędy podczas mszy św. celebrowanej przez miejscowego proboszcza ks. Mariusza Pawlikowskiego oraz daliśmy 40 minutowy koncert po jej zakończeniu.

 

  • Dział: Dobrzyki
  • Oceń ten artykuł
    (3 głosów)
  • Czytany: 3387 razy
Czytaj dalej...

Opowieść mojej Babci

Nazywam się Mateusz Bochno i mieszkam w Dobrzykach razem z moimi rodzicami i Babcią ( mamą mojego taty).
Moja Babcia ma 85 lat i mieszka tu już bardzo długo. Jednak ten dom nie jest jej domem rodzinnym.
Mój pradziadek, Józef Cyrson, pochodził z Kaszub, natomiast prababcia,
Marta Cyrson, z okolic Kwidzyna i tam też przyszła na świat moja babcia Małgorzata.
W te okolice przeprowadziła się razem ze swoją rodziną jako małe dziecko
(ok. 2 - 3 letnie - tego babcia dobrze nie pamięta).
Pradziadkowie kupili gospodarstwo przy lesie - dziś nic już z niego nie zostało.
Był to piękny biały dom i budynki gospodarskie. Wokół domu rósł biały bez, a przy łące posadzony był rząd świerków, a także drzewa owocowe (kilka grusz i jabłoni). W domu były 3 pokoje, przedpokój, kuchnia.
Przez pewien czas (kilka lat), pradziadkowie wynajmowali jeden pokój małżeństwu o nazwisku Szwedzcy,
którzy zarabiali na życie ostrzeniem noży i nożyczek (mieli do tego specjalną maszynkę). Szwedzcy jeździli po okolicy - czasami nie było ich nawet tydzień. Co się stało z nimi później, tego babcia nie wie. Ostatnio babcia opowiadała historię o pradziadku.
Zimą 1945 r. w styczniu miejscowa ludność uciekała przed wojskiem rosyjskim.
Zabierali swój dobytek i furmankami jechali do Dzierzgonia. Chcieli wsiąść do pociągu i wyjechać do Niemiec. Moi pradziadkowie również. Jechali przez Jerzwałd, Benzę, w Mortęgach przenocowali - na siedząco, okryci pierzynami. Z nimi mnóstwo innych rodzin. Ci, którzy wyruszyli dzień wcześniej (w niedzielę), wyjechali z Polski.
Moi pradziadkowie jednak całą niedzielę przygotowywali się do wyjazdu. Wyruszyli dopiero w poniedziałek.
Na pociąg niestety nie zdążyli. Takich jak oni było więcej, musieli wracać. W drodze powrotnej dowiedzieli się, że podobno Rosjanie wycofali się, więc mogą spokojnie wracać do swoich domów. Nie była to jednak prawda. Już w Mortęgach wojsko rosyjskie zabrało im konie. Gdzieś na pobliskiej drodze luzem chodziły dwa inne, więc zaprzęgli je i pojechali dalej.
Kiedy byli już bardzo blisko domu, bo w Dobrzykach na moście - zatrzymali ich pijani rosyjscy żołnierze wracający z płonącego Zalewa. Pradziadkowi kazali zejść, a reszcie (prababci i pięciorgu dzieciom) jechać dalej.
Zabrali im również część ich walizek.
Dlaczego zatrzymali tylko pradziadka, tego babcia, mimo iż miała 15 lat, nie pamięta, Nigdy już do nich nie wrócił. Co się z nim stało, okazało się dopiero po jakimś czasie.
Warunki były bardzo trudne - ogromne ilości śniegu, mróz, więc nikt pradziadka nie szukał.
Dopiero kiedy śnieg zaczął topnieć, odnaleziono go martwego w rowie przy drodze.
Pod głową miał złożony płaszcz.
Podobno Rosjanie zrzucili go z mostu na lód.
Pradziadek Józef Cyrson jest pochowany na cmentarzu w Dobrzykach przy kanale.
Wieczorem rodzina Cyrsonów dotarła do swojego domu
Zmęczeni, zziębnięci i przestraszeni położyli się spać.
Skryła się u nich również sąsiadka z matką i 6-letnim synkiem, która mieszkała w gospodarstwie niedaleko domu (dzisiaj) p. Cympla. Kiedy rano się obudzili, okazało się, że wszystkie budynki gospodarskie i zwierzęta (krowy, konie, kury, świnie) spłonęły. Po podwórku chodziły tylko 2 gęsi.
Jedna z młodszych sióstr babci podobno słyszała w nocy ludzi mówiących po rosyjsku. Przez firankęwidziała blask na podwórku,
To było ogromne szczęście, że zasnęła, bo kto wie, eo by było, gdyby okazało się, że tam jest cała rodzina.
Ocalał tylko budynek mieszkalny.
Wiosną (ok. marzec - maj) babcia z siostrą i wieloma innymi osobami z Dobrzyk trafiły do łagrów w Kwietniewie.
Było tam bardzo dużo ludzi. Wykonywali różne prace, m. in. polowe.
W czasie tych prac często śpiewały - wspomina babcia. Spali w długich budynkach robotniczych.
Na podłodze mieli rozrzuconą słomę, a na niej koce.
Nie traktowano ich tak bardzo źle, ale warunki, w jakich żyli, były okropne - tyfus, wszawica, świerzb.
W grudniu przed Bożym Narodzeniem babcia z koleżanką (młodsza siostra wróciła wcześniej - latem) piechotą wróciły do domów.
Z czasem Cyrsonowie przeprowadzili się do wsi.
Potem jeszcze raz zmienili miejsce zamieszkania.

Mateusz Bochno
(Dobrzyki)

 Bibliografía:

 

- Powyższa praca została wyróżniona w konkursie pt. „Mój Dom" w 2010 r. w ramach projektu Towarzystwa Miłośników Ziemi Zalewskiej pt. „Ziemia Zalewska - nasza mała ojczyzna" Programu „Działaj Lokalnie" Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowanego przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce we współpracy ze Stowarzyszeniem „Przystań" w Iławie

źródło:Zapiski Zalewskie Nr 27 2014





  • Dział: Dobrzyki
  • Oceń ten artykuł
    (6 głosów)
  • Czytany: 1610 razy
Czytaj dalej...

Zamkowa Góra w Dobrzykach Wyróżniony

Od Redakcji:

W ub. roku ukazała się książka pt Archaeologica. Hereditas. Grodziska Warmii i Mazur. 1-pod red. Z. Kobylińskiego. W rozdziale pt: »„Wykopaliska" w archiwach - archeologia archiwalna na przykładzie wybranych stanowisk Pojezierza Iławskiego« , autorstwa Seweryna Szczepańskiego, ukazane sę materiały archiwalne dotyczące różnych, ciekawych dla archeologów, miejsc Pojezierza Iławskiego, w tym dotyczące miejscowości z gminy Zalewo: Boreczna - Mózgowa, Dobrzyk, Jaśkowa - Janik Wielkich, Urowa i Wieprza. Do artykułu wybraliśmy fragment dotyczący Zamkowej Góry w Dobrzykach. Uzupełnieniem artykułu jest Legenda o Zamkowej Górze ze zbioru legend Elizabeth Lemke przetłumaczona przez Kazimierza Madelę.

Ze źródeł archiwalnych dotyczących Dobrzyk wnioskować można o istnieniu w okolicy wsi aż trzech grodzisk. Żadne z nich nie doczekało się jak dotąd weryfikacji archeologicznej i podejrzenia dotyczące ich rzeczywistej funkcji pozostają, jak na razie, w sferze domysłów.
Ze sprawozdania landrata morąskiego z 1 stycznia 1825 roku dowiadujemy się o wzniesieniu położonym 2000 kroków na północ od Dobrzyk, 2000 kroków na wschód od wsi Jezierce (Haack) i około 1000 kroków od jeziora Ewingi (Ewing See), które miało skrywać relikty dawnego grodziska. Niedaleko znajdował się niewielki lasek świerkowy oraz osada Kobitten. Wzgórze to, dominujące nad okolicą, posiadało wysokość około 50 stóp (około 15,5 m) względem tafli jeziora Ewingi. W pobliżu przepływała rzeczka oraz biegła droga łącząca Zalewo i Matyty. Na wzniesieniu czytelne były nadal jakieś pozostałości „elementów murowanych lub fortyfikacji".

To samo miejsce (wraz z laskiem oraz osadą Kubitten), podpisane
I jako Schlossberg bei Weinsdorf Kubithen zaznaczył na swoim szkicu i porucznik Guise, wizytując niedługo po sporządzeniu powyższego sprawozdania okolice Dobrzyk.
Owa „Góra Zamkowa" przez lata wzbudzała zainteresowanie mieszkańców, o czym wspomina w swojej książce z 1887 roku Elisabeth Lemke. Fakt ten potwierdza list Brunona Eckhardta z 24 lipca 1935 roku. Odpowiadając na zapytanie dyrektora Prussia Museum w sprawie lokalizacji grodziska w okolicy Dobrzyk napisał on, że obecnie jest już ono nieczytelne w terenie, gdyż przez lata ma na nim miejsce wydobycie „żwiru i gliny" (...). Zaznaczył jednak, że jego lokalizacja odpowiada miejscu oznaczonym na planie Messtischblatt 800 jako Schanze (właściwie na planie znajdujemy opis - Burghugel).
Obecnie miejsce to jest rzeczywiście w dużym stopniu uszkodzone przez wybierzysko oraz permanentną orkę. Udało się znaleźć podczas inspekcji kilka fragmentów polepy oraz fragmenty cegieł.

Seweryn Szczepański

Legenda o Zamkowej Górze

Zamkowa Góra w Dobrzykach jest dziś tylko zwykłą cegielnią. Ale w dawnych czasach stał tam wielki zamek. Jak daleko sięga pamięć ludzka, znajdowano w tym miejscu resztki starych murów zagrzebanych w glinie. Może zamek ten uległ zniszczeniu w jakiejś wojnie, ale w żadnych księgach tego nie zapisano i nic więcej powiedzieć
0 tym nie można. Teraz znajduje się tam głęboka dziura, której dna próbowano nawet dosięgnąć długimi drągami. Ale najciekawsze z tego wszystkiego jest to, że kiedyś na Zamkowej Górze zakopanybył skarb monet. Znaleźli go dwaj ludzie, którzy od dawna już nie żyją. Nikomu o tym nie powiedzieli. Ale gdy się nagle wzbogacili, stało.się dla wszystkich jasne, z jakiego powodu. A odnalezienie tego skarbu nie było wcale trudne, jeśli w ogóle miało miejsce. Ludzie opowiadali jeszcze, że tych dwóch z całą pewnością widziało jak coś błyszczało w ziemi i zaraz tam pobiegli. A podobno monet było tak wiele, że zabrali je furmanką. Od tamtej pory upłynęło wiele czasu i ludzie mówią to
1 tamto, ale wszystko mieszają i kręcą. Tak, że jeden wie tyle, co drugi.

tłumaczenie: Kazimierz Madela

Bibliografia:

- Elisabeth Lemke: Volkstümliches in Ostpreussen 1884
- Archaeologica. Hereditas. Grodziska Warmii i Mazur. 1- pod red. Z. Kobylińskiego; WFA Zielona Góra 2013

źródło: Zapiski Zalewskie Nr 27-2014

 

  • Dział: Dobrzyki
  • Oceń ten artykuł
    (3 głosów)
  • Czytany: 2552 razy
Czytaj dalej...